„Biorąc pozytywne ustosunkowanie się doc. W. Mąciora do naszej służby (do mnie osobiście) oraz prawidłowe zrozumienie roli związków zawodowych, jego mentalność, chłopskie pochodzenie, prostolinijność, szczerość – postanowiłem utrzymywać kontakt operacyjny z w/w i w tym celu uzgodniłem sposób wzajemnej łączności.” – tak w roku 1981 podsumował kapitan Służby Bezpieczeństwa czterogodzinną rozmowę z obecnym doradcą pana ministra Ziobry.
Jeżeli wierzymy że w teczkach SB jest w miarę obiektywne odbicie rzeczywistości (a rzeczywiście, dlaczego kapitan Knapik miał kłamać?) to nie ulega wątpliwości że prof. Mącior był donosicielem.
Obrona prof. Mąciora skupia się na braku dowodów na jego formalną rejestrację. Jakie to ma znaczenie? Moralnie naganne jest przecież samo donosicielstwo a nie status nadany przez SB. Pisowska ustawa lustracyjna wprowadzała pojęcie osobowego źródła informacji (OZI).
Takim OZI był właśnie prof. Mącior. Gdyby to zataił to w swoim oświadczeniu lustracyjnym mógłby zostać pozbawiony prawa pełnienia funkcji publicznych na 10 lat.
To oczywiście teoria. IPN miałby setki tysięcy oświadczeń do weryfikacji, praca na całe lata. Czy naprawdę musiałby zaczynać od współpracowników ministra Ziobry?
Ja nie mam zaufania do teczek SB. Uważam, że prawda, półprawda i kłamstwo są tam przemieszane w sposób uniemożliwiający ich odróżnienie. Nie zależy mi na pozbawieniu prof. Mąciora funkcji publicznych. Cieszę się z wyroku TK, także w punkcie OZI. Pojęcie to groziło poważnymi nadużyciami, oskarżeniami niewinnych ludzi.
Dziwię się natomiast że minister Ziobro broni donosiciela, zamiast natychmiast pozbawić go funkcji. Zaś zaciekłość pisowców na tym forum budzi zastanowienie. Myślę, że ta sprawa rozbija iluzję czarno-białego widzenia świata. Agenci, Sitwa, postkomuna, Lech Wałęsa to obóz zła. Agenci siłą rzeczy wspierają Szarą Sieć, wierząc że ta zapewni im bezkarność. PiS zaś to obóz rycerzy dobra, tu po prostu zło nie ma wstępu.
